niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 8

    Cameron zabrał mnie do jednej z najlepszych restauracji w Littleton.
Pamiętam, że chodziłam tam często z dziadkiem gdy odbierał mnie ze szkoły. Bardzo lubiłam czekać na dworze aż zamówi oraz przejeżdżać dłońmi po cegłach. Odruchowo to przed chwilą zrobiłam.
- Mam nadzieje, że ci się tutaj spodoba... - zaczął.
- Już mi się podobało, pewnie dalej tak jest. - uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę wejścia. Nagle złapał mnie za rękę i prowadził na tyły.
- My jemy tam. - wskazał stolik postawiony na środku, na tarasie. Wszędzie świeciły kolorowe lampki, na stole stał szampan i świeczki.  Było przepięknie!
- W sumie jest zima oraz śnieg...ale co z tego. - dodał i usiedliśmy.
  Po kolacji, która była mega pyszna poszliśmy na miasto. Rozmowa za bardzo się nam nie kleiła, ale to chyba normalne...w końcu znamy się parę godzin, prawda? Zrozumiałam, że nie mam nic ciekawszego w życiu niż zespół. Nie chciałam zbyt o nim rozmawiać, chciałam żeby mnie poznał przez to jaka jestem oraz taką polubił. Skręciliśmy do małej kawiarni, było nawet sporo ludzi, dużo wchodziło i wychodziło. Cameron zamówił sobie kawę, ja wolałam gorącą czekoladę.
- No to może opowiedz coś o sobie...  - zaczął. Totalnie nie wiem od czego zacząć.
- Hmm mam rodzeństwo, za to nie mam rodziców. Nazywam się Rydel,,,
- Rydel Lynch?
- Skąd wiesz? - zdziwiłam się.
- No proszę cię! Nie mieszkam w jakiejś dziurze, wiem co to R5! I wiem, że to ty jesteś tą laską co gra na klawiszach. - LASKĄ?? CZY ON SERIO TO POWIEDZIAŁ!?
- Oh...to miłe. Przepraszam, że ci wcześniej nie mówiłam...chciałam byś mnie polubił.
- Rydel przecież cię lubię! I to bardzo, - uśmiechnął się.
- Też cię lubię... - spojrzałam na zegarek, była godzina 23! Niby jestem dorosła ale czas wracać. - Muszę już iść.
- Odwiozę cię.
   Po cichu otworzyłam drzwi wejściowe, ściągnęłam buty i powoli weszłam do pokoju. Zrzuciłam swój płaszcz z futra i zapaliłam światło, przeżyłam lekki zawał.
- Riker co ty tu robisz?! - krzyknęłam patrząc na brata.
- Czekałem na ciebie. Nie rozumiem, ledwo znasz tego gościa i już się z nim szlajasz!
- Wiesz co? To chyba nie twoja sprawa...
- Nie moja? Jesteś moja, więc twoje sprawy również.
- Nie jestem twoja! Rozumiesz?! To ty jesteś idiotą, gwałcicielem i to ty ruchasz mnie i zapewne sto innym lasek, nie ja!
- Ej co tu się dzieje!? Riker co?! Jaki gwałciciel? - Ross wbiegł do mojego pokoju.
- Ross nieważne, wracaj spać. - odpowiedziałam.
- Rydel, złotko...nie wtrącaj się. - pierwszy raz tak do mnie powiedział, oschle i ironicznie. Był zły.
- Riker ty świnio. - dał mu w twarz - gadaj! Nie bądź teraz taka ciota!
***************************************************
Tak więc jest kolejny rozdział, supi  ( ͡ ° ͜ ʖ ͡ °) 
Trochę dłużysz? Mam nadzieje. 
Tak więc zapraszam do komentowania itp. 
Kolejny rozdział niedługo xx

poniedziałek, 16 lutego 2015

Rozdział 7

   Biegałam po całym sklepię, a Riker, tak ten biedny blondyn, miotał się z tyłu. W końcu zrobił sprzeciw i usiadł na ławce.
- Hej! Co robisz? - zapytałam.
- Boże, Rydel! Biegam za tobą jak jakiś psychol, daj mi odpocząć.
- Dobra, jak chcesz! Radź sobie sam... - uśmiechnęłam się i poszłam do sklepu z kosmetykami.
Oglądając pudry, maskary, podkłady, róże, brązery, kredki i eyelinery zobaczyłam chyba najprzystojniejszego chłopaka pod słońcem! Co z Rikerem pytacie? Przecież to mój brat! Zboczeniec, który jest dość dobry, a nawet najlepszy, w łóżku i może mi zastąpić chłopaka. Nigdy, naprawdę nigdy nie mówiłam, że z nim jestem więc nie mam żadnych do niego zobowiązań.
- Hej! - przywitałam blondyna.
- Cześć, znamyy się? Jakoś pierwszy raz cię widzę...
- Niekoniecznie, znaczy nie, nie znamy się, Jestem Rydel... - uśmiechnęłam się nieśmiało, czemu zawszę wychodzę na idiotkę?
- Jestem Cameron. Zabawna jesteś...chcesz gdzieś wyskoczyć razem?
- Jasne!
- To będę po ciebie o wpół do ósmej - mrugnął i zaczął się oddalać.
- Ale nie wiesz gdzie mieszkam! - krzyknęłam.
- Uwierz mi, wiem! - odkrzyknął i odszedł.
     Nadszedł wieczór. Była godzina 7, wstałam sprzed kompa. Gdy olejki, woda i inne mydła lały się do wanny ja zdążyłam zjeść sałatkę i wróciłam do pokoju. Zakręciłam wodę i powoli weszłam do wanny. Zanurzona do brody, poczytałam chwilę magazyn " Tygrysy Pop'u " i zaczęłam myć głowę. Wychodząc zobaczyłam, że jest już 7: 20 więc szybko chwyciłam wybraną sukienkę. Była koloru delikatnego różu, sięgająca do połowy ud, na ramiączkach, idealna. Wybrałam do tego czarne rajstopy, czarną biżuterię, oraz tego samego koloru koturny. Włosy na szybko związałam w koński ogon. Oczy miałam jedynie, i to delikatnie, pomalowane białym cieniem, rzęsy górne i dolne czarnym tuszem a na ustach pomadkę firmy EOS.  Chwyciłam torebkę, telefon oraz białe futro, sztuczne, by zastąpiło mi ohydny żakiet.
- Hej, ej, ej! A ty gdzie? - zapytał Riker mierząc mnie wzrokiem oraz przygryzając wargę, boże jak on mnie pragnął!
- Na randkę.
- Co? - zapytał na raz z Ross'em. Ross powiedział to z radością...Riker już nie.
- No co? Śpieszę się, pa! - wyszłam z domu.
- No myślałem, że muszę po ciebie dzwonić...
- Przepraszam, gdzie idziemy? - zapytałam Cama wsiadając do jego białego ferrari.
- Niespodzianka...
( ͡ ° ͜ ʖ ͡ °)( ͡ ° ͜ ʖ ͡ °)( ͡ ° ͜ ʖ ͡ °)( ͡ ° ͜ ʖ ͡ °)( ͡ ° ͜ ʖ ͡ °)( ͡ ° ͜ ʖ ͡ °)( ͡ ° ͜ ʖ ͡ °)( ͡ ° ͜ ʖ ͡ °)
Witam!
Tak więc jest rozdział 7!
Obiecuje, że rozdziały będą regularnie ;_;
Tak więc zapraszam do komentowania B))
- Szakalaka-

niedziela, 15 lutego 2015

One Shot by Alex - "Please Stay With Me Forever Or I Die"

(One-Shot zawiera fragmenty książki "Dotyk Julii" :) -Little )


**Perspektywa Olivii (Liv) **

   Ból.
Nie czuję nic oprócz niego.Opanował całe moje ciało.Każdy zakątek.Każdy nawet najmniejszy fragment mojego ciała i umysłu został przez niego owładnięty.
   Chcę otworzyć oczy,ale nie mogę.Czuję się jakby ktoś założył mi na nie jakąś opaskę.
Gdy je nareszcie otworzyłam ujrzałam parę znienawidzonych przeze mnie oczu.
   Te piwne oczy należały do znanego w całym kraju gwałciciela,mordercy,porywacza,ćpuna i przywódcy gangu w Los Angeles-Rikera Anthonego Lyncha
    Patrzył na mnie z niepokojem wyciągając w moją stronę rękę jakby chciał mnie dotknąć.Gdy zobaczył,że się obudziłam szybko ją cofnął.Powoli rozejrzałam się po pokoju..Leżałam na łóżku w jego pokoju w bazie.Poznałam od razu te czarne ściany.Tą niebieską pościel i te czerwone meble.
Poczułam jak w moich oczach zbierają się łzy.Spojrzałam na niego.Drapał się po karku nie wiedząc co odpowiedzieć oraz patrzył na mnie z widocznym w jego oczach strachem.Ubrany w białą koszulę z rozpiętymi pierwszymi 3 guzikami,jej dół po części wystaje z ciemnych jeansów poprzecieranych na kolanach.Grzywka i włosy jak zwykle w nieładzie.
 Uśmiecha się,ale mam wrażenie,że to sprawia mu niewyobrażalny ból.Powoli siadam,Lynch spieszy mi z pomocą.Czuję nagle silne zawroty głowy.Zaciskam oczy i nieruchomo czekam aż miną.
Patrzę mu w oczy.Uratował mi życie...
Jego brat wpakował nóż w mój brzuch.Wciąż słyszę w uszach jego szyderczy śmiech.Gdy dostatecznie mocno się skoncentruję powraca do mnie ten obraz.Blondyn stojący nade mną z nożem w ręku.Bez cienia zwątpienia wbija nóż w moje bezbronne ciało.Ból silny.Nieznośny.
Nagle jakby oświecona ponownie omiotłam pomieszczenie wzrokiem, szybko odsuwam się od chłopaka uderzając głową o wezgłowie łóżka,zaciskam ręce w pięści na błękitnej pościeli w czarne nutki próbując oderwać wzrok od stojącego w rogu pokoju krwistoczerwonego fotela.
-W porządku.-Próbował uspokoić mnie blondyn.Zrobił krok w moją stronę,ale jeszcze bardziej skuliłam się w kącie łóżka.-Już dobrze...
-Dlaczego mnie znów tu przywiozłeś?-Panika,panika,panika.-Co ja tu robię?!
-Liv,proszę nie zrobię ci krzywdy...
-Więc po co znowu zabrałeś mnie do tego okropnego miejsca?-Głos załamuje mi się chociaż staram się do tego nie dopuścić.
-Musiałem Cię ukryć.-Mówiąc to przetarł dłonią mój mokry od łez policzek.
-Co?Dlaczego?Przed czym?
-Przed Rossem.Gdyby dowiedział się że żyjesz.....
-To on o tym nie wie?
-Nie.Myśli,że umarłaś.
-Ale tutaj może mnie łatwo znaleźć przecież też należy do gangu.-Pogubiłam się już w tym wszystkim.
-Należy do gangu,ale przeniósł się do sektoru 23.-Wytłumaczył patrząc mi w oczy.
-Sektoru 23?Przecież to w New Jersey,a tam jest wasz ojciec...-Zaczęłam tonąć w jego hipnotyzujących oczach.
-On rządzi sektorami od 15 do 34 przecież o tym wiesz.-Mruknął cicho.
-Myślałam,że tobie oddał całkowitą władzę.Wszystko na to wskazywało kiedy byłam tu poprzednim razem.
-Wiele się zmieniło.-Uciął rozmowę.Ziewnęłam przeciągle.-Jesteś zmęczona idź spać.Gdy się obudzisz możesz skorzystać z łazienki.W mojej garderobie znajdziesz swoje ubrania.Gdyby tylko stało się coś złego lub źle byś się czuła naciśnij czerwony przycisk na szafce nocnej.-Mówił narzucając na siebie czarną skórzaną kurtkę.-Dobranoc.-Dorzucił jeszcze i zostawił mnie samą.
***
-Dziękuję Ci-Szepcze.-Za to że jesteś moim skarbem.
-Jestem tu i zawsze będę kiedy tylko będziesz mnie potrzebował.-Odpowiadam również szepcząc wtulając się w jego gorące umięśnione ciało.
-Czy to prawda?Wydajesz mi się tak bardzo realna.Twój głos wydaje się taki prawdziwy...Bardzo chcę żeby to była prawda.
-To jest prawda.Jest dobrze,ale obiecuję że będzie jeszcze lepiej.
-Najgorsze jest to,że po tylu latach zaczynam w to wierzyć.-Jego głos jest taki ciepły.
-To dobrze.-Mówię wtulając nos w jego tors.Pachnie czekoladą.Składam delikatny pocałunek na jego ciele.
-Po co ci tyle ubrań?
-Hm..?-Próbuję walczyć z sennością
-Nie lubię ich..
-To je zdejmij.-Nie mogę powstrzymać uśmiechu.Nie trzeba było mu dwa razy powtarzać.Złapał za gumkę moich spodenek i powoli je zsuwał.Gdy już zdjął je do końca zmiął je w kulkę i rzucił w sam kąt pokoju.Po chwili dołączyła do nich moja bluzka.Przeszedł mnie dreszcz.Riker pocałował mnie w szyję.Lekki jak piórko pocałunek,który sprawia że chcesz więcej.Położył się znów obok mnie przyciągając mnie do siebie.
-Będę tu każdej nocy,żeby cię ogrzać.I będę cię całował tak długo aż wystarczy mi sił.-Szeptał coraz ciszej.Jego czułe ręce urządzają wędrówkę od mojego brzucha do moich ud i z powrotem.-Tak bardzo boję się że to sen i że obudzę się z niego,a ciebie tu już nie będzie.Że przez moją nieuwagę cię stracę...Kocham Cię.Bardzo Cię kocham...
*** 
Obudziłam się.Ten sen...Uśmiechnęłam się do siebie.Pamiętam tego czułego Rikera,który mnie kochał,który zrobiłby dla mnie wszystko...
Kochałam go tak bardzo...
Co ja gadam..Wciąż go kocham...
Skrzypienie drzwi.Wysoka postać wchodząca do pokoju.To on.Wszędzie rozpoznam ten nonszalancki chód.Usiadł na brzegu łóżka.Widząc ,że nie śpię chciał wstać i wyjść,ale go zatrzymałam:
-Zostań proszę.Połóż się obok mnie,przytul,pocałuj w czółko i powiedz,że wszystko będzie dobrze,bo tu jesteś.Bądź taki jak kiedyś...-Naprawdę tego chciałam,żeby było jak kiedyś kiedy znaczyłam dla niego wszystko...Patrzył na mnie z ogromnym strachem i bólem w oczach.Głęboko oddycha,unikając odpowiedzi.
Chwila.
Dwie chwile.
Trzy chwile.
-Nie potrafię...-Odpowiedział i wyszedł z pokoju.Powoli wstałam z łóżka i podeszłam do okna.Usiadłam na parapecie i oparłam głowę o szybę.Za oknem padał deszcz.A po gładkiej szklanej tafli spływały "łzy nieba".Po chwili dołączyły do nich moje łzy.Jak to możliwe,że nie potrafię zapomnieć o kimś takim jak on?
BO GO KOCHASZ IDIOTKO......
No nie gadaj...Jak ja kocham te moje rozmowy ze swoim głosem wewnętrznym..Ten sarkazm..(Takie Forever Alone nie ma komu cisnąć to ciśnie sobie samej xD -Little)
Zeszłam z parapetu i położyłam się na JEGO łóżku.Wtuliłam się w JEGO poduszkę i ponownie usnęłam otulona czekoladowym zapachem,którym zawsze pachniał.

**Perspektywa Rikera**

-Tak bardzo chciałbym to zrobić....-Oparłem czoło o czarne dębowe drzwi.-Tak bardzo bym tego chciał...-Po moim policzku spłynęła jedna samotna łza.Jestem debilem,bo wszystko zepsułem.Wszystko...
-Zamknij się Rocky!-Krzyknął Jake z dołu gdzie teraz powinna być kolacja połączona z planowaniem i takimi tam rzeczami związanymi z gangiem usłyszałem szyderczy śmiech brata.Otarłem łzy i zszedłem na dół,gdzie Jake podduszał Rockiego.("Dusimy mięso około pół godziny,a potem doprawiamy i wykładamy na talerz"~Mądrości by Klaudia Tomaszewska xD -Little)
-Uspokójcie się.-Powiedziałem twardo.Chociaż w środku płakałem i dusiłem to w sobie.Jako przywódca musiałem taki być...twardy i stanowczy...Musiałem wzbudzać szacunek i strach.
Obydwaj bruneci posłusznie zaprzestali walki ze sobą i usiedli na swoich miejscach przy ogromnym stole na którym aktualnie porozkładane były plany największego banku w LA.Oparłem się rękami o stół i zacząłem się im przyglądać.
-Zaczniemy tu.-Powiedziałem wskazując na papierze palcem północne skrzydło.Jednocześnie przerywając ciszę panującą w pomieszczeniu.
-Rik to jest szaleństwo.-Powiedziała cicho Emily.Obrzuciłem ją wściekłym spojrzeniem,a ona natychmiast zrozumiała swój błąd.I błyskawicznie się poprawiła-Przepraszam....Riker to jest szaleństwo.
Jest tylko jedna osoba,która może mówić do mnie Rik lub jakkolwiek skracać i zdrabniać moje imię.Ta osoba właśnie śpi w moim pokoju.Nie Riker nie możesz się rozpaść.Nie teraz...
-TU ZACZNIEMY.-Powtórzyłem bardziej stanowczo i przejechałem spojrzeniem po wszystkich członkach gangu zgromadzonych na naradzie.-Jeśli komuś się nie podoba to tam są drzwi.-Wskazałem palcem na czarne,mahoniowe,masywne drzwi.Nikt się nie poruszył.Bali się,że jeśli zrobią jakikolwiek ruch to wpadnę w szał.Jak ostatnio gdy Ross próbował zabić mój skarb.Moje kochanie.Moją życiową siłę.Moją ukochaną Liv.
Wiedziałem o tym.Narady trwały jeszcze kilka godzin a potem wszyscy się rozeszli.Rydel właśnie sprzątała plany pokreślone teraz różnego koloru markerami.Nagle poczułem wibracje w mojej kieszeni.
Coś się stało!
Nie myśląc ani sekundy pobiegłem na górę do swojego pokoju.Wpadłem do pokoju i zobaczyłem skuloną w rogu łóżka Liv.Podbiegłem do niej i mocno ją do siebie przytuliłem.Ona jeszcze mocniej się we mnie wtuliła zaciskając pięści na mojej koszuli.
Jak cudownie jest czuć znowu ciepło jej ciała.Jak cudownie jest znów ją przytulić.
-Ciiii...Już dobrze...jestem tu....Ciiii...-Szeptałem gładząc jej blond włosy.Zawsze ją to uspakajało.Miałem nadzieję,że zadziała i tym razem.Nie zawiodłem się.Po kilku minutach dziewczyna rozluźniła uścisk i przestała płakać,ale nie odsunęła się ode mnie nawet o milimetr.
-Tęskniłam za tym.-Usłyszałem nagle jej cudowny anielski głos.W odpowiedzi delikatnie pocałowałem ją w czółko.
-Ja też.Ja też.-Wyszeptałem bardzo cicho.Olivia wyplątała się z moich objęć i już uspokojona wtuliła się w poduszkę.Ja podniosłem się i wyszedłem do łazienki,żeby wziąć prysznic i się przebrać.Gdy wróciłem do blondynki ona wpatrywała się smutno w sufit.Nie musiała mówić dlaczego.Wiedziałem,że zabolało ją to,że wyszedłem.Cichutko podszedłem do łóżka i położyłem się obok niej.Dziewczyna chyba się przestraszyła,bo podskoczyła na łóżku.Bez słowa przyciągnąłem ją do siebie,schowałem w ramionach i pocałowałem w czółko.Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
-Kocham Cię...-Jej cichutki szept tłumiony przez moją klatkę piersiową w którą się wtuliła.
-Ja Ciebie też skarbie.-Podniosła na mnie swoje niebieskie oczy.Przesunęła się trochę do góry i delikatnie pocałowała mnie w usta.Po czym znów wtuliła się we mnie.Zasnęliśmy w swoich ramionach.
Rano obudziłem się przed Liv.Delikatnie odłożyłem ją na łóżko i zszedłem na dół gdzie trwały już przygotowania do misji.
Jake i Rocky czyścili i rozdzielali bronie.Rydel miała być dywersją więc ubrana w wściekle czerwoną miniówkę i szpilki wielkości Statuy Wolności,robiła sobie makijaż.Podszedłem do brunetów i wziąłem od nich 2 pistolety i 2 noże z wyrytymi literkami "R".Noże wsadziłem do butów a pistolety za pasek od spodni.
-Wszyscy pamiętają plan? -Upewniłem się
-Tak.-Odpowiedzieli chórem.Nagle poczułem na ramieniu czyjąś dłoń.Odwróciłem się i zobaczyłem jeszcze lekko zaspaną Olivię.
-Jaka misja?-Spytała podchodząc do stołu na,którym plany porozkładane były jak poprzedniego wieczoru.Oparła się o niego rękami i czekała na odpowiedź.Podszedłem do niej od tyłu i ją przytuliłem.
-Central Bank.Północne skrzydło....Co jest w północnym skrzydle?-Pytała jakby sama siebie.-W północnym skrzydle są biura prezesa i zarządu...CHWILA?!Chyba nie chcecie...-Powiedziała momentalnie odwracając się w moją stronę.Patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
-Chcemy.-Potwierdził Jake.
-Rik......to jest szaleństwo.Tam jest tyle ochrony,że złapią was w 2 minuty.Złapią tub zabiją...-Przestraszona spojrzała mi w oczy.-Dopiero co cię odzyskałam,nie chcę Cię ponownie stracić.-Wtuliła się we mnie.Delikatnie ująłem jej brodę w palce i uniosłem tak,żeby patrzyła mi w oczy.
-Nie stracisz.Tyle razy już to robiliśmy.Nic mi nie będzie.-Powiedziałem składając na jej słodkich ustach delikatny pocałunek.
-Boję się...-Wyszeptała.
-Nie bój się skarbie.-Jeszcze jeden pocałunek.Mógłbym to robić przez cały czas.. 
-Obiecaj mi,że wrócisz cały i zdrowy.-Poprosiła.
-Obiecuję i przysięgam.-Odpowiedziałem z uśmiechem.
-Zbieramy się.-Krzyknął Jake wychodząc z torbą na ramieniu.Odsunąłem się od blondynki i ruszyłem w stronę drzwi.
-RIKER CZEKAJ!-Usłyszałem jeszcze.Zanim zdążyłem wykonać jakikolwiek ruch poczułem na swoich ustach jej usta.Objąłem ją w tali i mocniej do siebie przycisnąłem.Nie przypuszczałem nawet,że to będzie ostatni pocałunek.Oderwaliśmy się od siebie na dźwięk klaksonu.                -Obiecuję,że wrócę cały i zdrowy.-Jeszcze szybko cmoknąłem ją w nosek i odbiegłem w stronę czarnego Lamborgini.Na miejscu byliśmy po około 15 minutach.Weszliśmy do środka.Delly zaczęła akcję dywersyjną.Po kilku minutach byliśmy już w gabinecie prezesa Central Banku-Andersa McCollins (Istnieje w ogóle takie nazwisko? XD -Little).
-No,no Lynch.Znów się spotykamy.-Zwrócił się do mnie.
-Ostatnim razem ledwie uszedłeś żywy.Dzisiaj już ci się to nie uda.-Odpowiedziałem i dałem znak brunetom.Podeszli do niego i przystawili mu lufy do skroni.Jest zbyt łatwo.Niespodziewanie drzwi od jego gabinetu się otworzyły.Potem usłyszałem głośny huk i poczułem straszliwy ból.Spojrzałem w dół.W klatce piersiowej miałem kulę.Trafili mnie w serce.
-Zabijcie go.-Wyszeptałem moje ostatnie słowa po czym upadłem martwy na ziemię.

**Perspektywa Olivii (Liv)**

Siedziałam niespokojnie na blacie kuchennym w bazie gangu.Gdy usłyszałam skrzypnięcie drzwi.Natychmiast się odwróciłam.Ujrzałam w nich całą ekipę oprócz Rikera.
-GDZIE ON JEST?!-Krzyczałam zrozpaczona.
-Za-zabili go...-Cichy szept Rydel,który sprawił,że rozsypałam się na milion malutkich kawałeczków.
-Jaja sobie ze mnie robicie...Powiedzcie,że żartujecie.Że on zaraz wejdzie tu przez te drzwi i pędzie się ze mnie śmiał,bo dałam się nabrać....Proszę...powiedzcie...-Po moich policzkach płynęły łzy.Oni patrzyli na mnie z bólem w oczach.Widziałam w nich,że nie żartują.Na chwiejnych nogach podeszłam do sejfu w kącie salonu i wstukałam dobrze znany mi kod.Wyjęłam z niego czarny pistolet i niewiele myśląc strzeliłam sobie prosto w serce.Ostatnie co pamiętam to to,że próbowali wyrwać mi pistolet.Próbowali mnie ratować,ale było zbyt późno.
Odeszłam.Odeszłam tam gdzie był on.
Abyśmy mogli być razem już na zawsze.....

piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział 6

Rozdział 6


Rano obudził mnie spokojny głos Rikera.
-Dellyś wstawaj na śniadanie.-Mówił lekko całując mnie w czoło.Leniwie otworzyłam oczy i delikatnie się uśmiechnęłam widząc jego fryzurę.
-Wyglądasz jakbyś miał gniazdo na głowie.-Przeczesałam mu ręką włosy układając je tak jak powinny być.
-Ty mi je zrobiłaś wczoraj.-Uśmiech nie schodził z jego twarzy.Zaśmiałam się cicho.Odrzuciłam z kolan kołdrę i usiadłam blondynowi na kolanach.Delikatnie mnie objął przytulając do siebie.Wtuliłam się w niego.Jak kiedyś....Kiedy czułam się przy nim najbezpieczniej.Po moim policzku spłynęła jedna samotna łza na wspomnienie o wiecznie uśmiechniętym,miłym,troskliwym i kochającym Rikerze.
-Co się stało?-Spytał patrząc mi w oczy.
-Tęsknię za dawnym tobą...-Powiedziałam przez płacz.
-Tak wiem.Ja też tęsknię.-Powiedział smutno mocniej mnie przytulając.-Przepraszam...Za wszystko...-Ponownie pocałował mnie w czoło.Nic nie odpowiedziałam tylko wtuliłam twarz w zagłębienie w jego szyi.Pachniał tak samo jak za każdym razem,ale teraz ten zapach wzbudzał we mnie pozytywne uczucia.Znów w jego ramionach czułam się bezpiecznie.Wiedziałam że mnie znowu zrani,ale chciałabym odzyskać brata choćby na chwilkę.
-Kocham Cię.-Wyszeptałam wstając z jego kolan i kierując się w stronę łazienki.
-Też Cię Kocham....-Usłyszałam cichutki szept chłopaka.W łazience wzięłam szybki prysznic i ubrałam się.

Gdy wyszłam z łazienki Riker'a już nie było. Podeszłam do łóżka i dłonią przejechałam po starganym przez jego postać prześcieradle. Przez okno zobaczyłam stado jeleni w lesie przy naszym ogródku. Zeszłam na śniadanie, spotkałam tam Dziadka, Riker'a, Rockiego i Rylanda.
- Gdzie Ross? - zapytałam.
- Wyszedł rano, chyba do miasta. - odpowiedział Rocky
- Aha...- zasiadłam na stołu.
   Minęła godzina. Ross wrócił z miasta z nową koszulą i powiedział, że poznał fajną dziewczynę. Ja za to się ubrałam w czapkę, kurtkę i rękawiczki i poszłam do Riker'a.
- Co jest? - zapytał podnosząc wzrok z komputera na mnie.
- Pomyślałam, że może się przejdziemy?
- Ohh Delly sorry ale teraz...nie bardzo. Może na wieczór?
- Okej... - odpowiedziałam smutniejsza i wyszłam na dwór.
   Chodziłam ścieżkami, które odszukiwałam jako mała dziewczynka. Doszłam do miasta przez las.Nagle poczułam że ktoś mnie obserwuje.Odwróciłam się za siebie.
-RIKER DEBILU!Wystraszyłam się idioto.-Krzyknęłam na blondyna.
-Oj no przepraszam.-Pocałował mnie w policzek.Spojrzałam na niego groźnie ale po chwili się uśmiechnęła.
-Mówiłeś że nie chcesz iść.
-Zmieniłem zdanie.-Szeroki uśmiech na jego twarzy.To nie zdarzało się często.-To gdzie idziemy?
-Centrum Handlowe!-Pisnęłam podniecona i pociągnęłam chłopaka za rękę......


*******
Hej Kochani <3
Tu Little ;3
No więc Rozdział pisałyśmy z Szaką dosyć długo ale wydaje mi się że efekt jest ciekawy.
Jak widzicie zwrot akcji xD
Jeśli wam się podoba to komentujcie:*
-LittleSadGirl aka Alex